
Digart – Początek drogi
Pamiętacie serwis Digart?
Było to kultowe już dzisiaj miejsce na mapie internetu, gdzie spotykała się ze sobą twórczość grafików, fotografów, a w późniejszym czasie dołączały także kolejne grupy artystów.
Jako nastolatek spędziłem tu naprawdę mnóstwo czasu.
Najpierw oglądając prace, głównie fotografów by potem zacząć stawiać pierwsze nieśmiałe kroki w dziedzinie pisania światłem jak zresztą głosił tytuł książki, którą dostałem później w prezencie od rodziców.
Jednym z najbardziej prominentnych artystów na Digarcie był użytkownik o pseudonimie lonelywolf, a tak naprawdę był to już wtedy ceniony i nagradzany fotograf i podróżnik Maciej Duczyński.
To on zaraził mnie pasją do fotografii pejzażowej oraz do święcącej wtedy triumfy techniki HDR.
Tworzyła ona zupełnie nowe możliwości wykraczające poza te, które dawał choćby filtr szary połówkowy.
Wkrótce moim marzeniem stało się opanowanie warsztatu na takim poziomie, ale chyba przede wszystkim to by uczynić fotografię swoim sposobem na życie.
Móc podróżować, odwiedzać różne wspaniałe miejsca, kontemplować ich widok, a potem szukać dla nich idealnego kadru.
Dzisiaj, po ponad dwudziestu latach mogę powiedzieć, że znalazłem w końcu sposób i spełniłem to marzenie.
Z kamerą na Bielanach
Dzisiaj zabiorę was w jedno z moich ulubionych miejsc w Krakowie, gdzie najpiękniej wstaje słońce.
Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy to miejsce wyjątkowe.
Część osób może kojarzyć je za sprawą charakterystycznego klasztoru ojców kamedułów, położonego na szczycie wzniesienia.
Jego widok wita nas, kiedy dojeżdżamy autostradą A4 do Krakowa i zjeżdżamy potem na obwodnicę.
U stóp klasztoru znajduje się jedna z największych winnic w Polsce, a konkretnie winnica Srebrna Góra, zresztą kultywująca klasztorną tradycję wytwarzania wina.
Idealnie pochylone pola winogron przecina wijąca się aleja wędrowników, którą będziemy zmierzać pod górę.
A wszystko to przy akompaniamencie wschodzącego słońca, które o tej porze oblewa to miejsce.
Trudno się zatem dziwić, że pomimo tak wczesnej pory można spotkać tu pierwszych spacerowiczów.
Na końcu drogi czeka na nas polana bielańska, gdzie zatrzymamy się na dłużej i przetestujemy bohatera dzisiejszego odcinka, czyli Xiaomi 15 Ultra.
W duchu Leica – pierwsze wrażenia
Każdy kto choć trochę otarł się o temat fotografii doskonale zna niemiecką markę Leica produkującą wysokiej klasy aparaty oraz obiektywy.
Z kolei każdy znawca tematu wzdycha do swojego ulubionego modelu aparatu Leica - w moim przypadku jest to model M11.
Substytutem tego marzenia jest znajdujący się w mojej kolekcji analogowy model z lat pięćdziesiątych.
Sylwetka ta stanowi dla wielu wzór elegancji i ponadczasowości, którą po dziś dzień kultywuje marka.
Cieszę się, że w tym wypadku Xiaomi postanowiło sięgnąć zarówno po to charakterystyczne wzornictwo, jak i ponownie po konstrukcję optyczną niemieckiego producenta.
W tym jednym urządzeniu spotyka się duch klasyki i nowoczesnych osiągnięć. Podoba mi się ta aluminiowa ramka i wszystkie obecne tu krzywizny.
Nie dziwi mnie również kontynuacja tej kontrowersyjnej dla wielu wyspy aparatów.
Dla zachowania tego klasycznego wzornictwa musiał pojawić się tu ten jednobryłowy okrągły element, który jednocześnie mieści w sobie cały skomplikowany system czujników i soczewek.
Urządzenie dobrze układa się w dłoni i warto dodać, że jego waga w żaden sposób nie odbiega od innych flagowców o podobnych rozmiarach.
vW tym wydaniu Xiaomi 15 Ultra to małe dzieło współczesnej sztuki elektronicznej — przedmiot, który z powodzeniem mógłby stać na półce i cieszyć oko.
Dzisiaj jednak skupimy się na jego użytkowej stronie, a konkretnie na możliwościach, jakie oferuje obecny tu system aparatów.
W końcu rozpatrywanie zakupu tego chińskiego flagowca będzie mieć sens, tylko wtedy gdy ten swoimi osiągami wyraźnie zdystansuje się od pozostałej oferty największych firm smartfonowych.
W przeciwnym razie osobom takim jak ja, którym najbliżej do One UI i iOS, trudno będzie zrezygnować z dotychczasowych przyzwyczajeń.
Warto jednak dodać, że sama aplikacja aparatu w Xiaomi jest dobrze zaprojektowana i nie dezorientuje użytkownika.
Być może dlatego, że ten prosty interfejs jest wyraźnie inspirowany natywną aplikacją aparatu w iPhonie.
Z tą główną różnicą, że tu znajdziemy bezpośredni dostęp do ustawień aparatu - w dodatku bardzo czytelnie podzielony na sekcję zdjęcia oraz wideo, co zdecydowanie ułatwia korzystanie ze wszystkich funkcji.
Bitwa gigantów: zdjęcia dzienne
Jako że co roku mam do dyspozycji aktualnego flagowca od Samsunga oraz Apple, postanowiłem skonfrontować ze sobą te trzy urządzenia w oparciu o najbardziej podstawowe scenariusze.
Chciałem sprawdzić, jaki obecnie panuje tu układ sił i czy Xiaomi 15 Ultra, który pod względem specyfikacji jawi się jako murowany zwycięzca, rzeczywiście podbije nasze fotograficzne serca.
Rzecz jasna zaczniemy od fotografii w dzień, a jako, że dzisiaj pogoda nam dopisuje od samego rana, to wszystkie smartfony będą mogły wykazać się pełnią swoich możliwości.
Wyłączyłem tryb HDR oraz różnego rodzaju optymalizatory scenerii we wszystkich urządzeniach, na tyle na ile jest to możliwe.
Dzięki temu staram się, choć trochę, zbliżyć do jakości oferowanej przez tutejsze matryce i optykę.
Do tego musimy brać również poprawkę na to, że te same zdjęcia będą wyglądać inaczej, gdy oglądamy je na smartfonie, a inaczej, gdy lądują na komputerze i są zestawione obok siebie na ekranie monitora.
Co by jednak nie mówić, wkrótce i tak okaże się, że światem fotosmartfonów rządzi dzisiaj algorytm, ale po kolei.
Zaczniemy od jednostek ultraszerokokątnych i od porównania z Samsungiem S25 Ultra.
Na pierwszy rzut oka oba aparaty reprezentują zbliżony poziom jakości i utrzymują ten sam zrównoważony balans bieli.
Xiaomi zachowuje jednak większą kontrastowość, a przy bliższym przyjrzeniu się detalom zauważymy, że tych po stronie Xiaomi jest odrobinę więcej, choć na tym poziomie uznałbym to za różnicę marginalną.
Kiedy zestawimy Xiaomi z iPhonem 16 Pro Max i jego jednostką ultraszerokokątną, zauważymy przede wszystkim różnicę w balansie bieli.
Jest to cecha charakterystyczna dla całego zakresu ogniskowych w przypadku iPhone’a.
Apple programowo ociepla zdjęcia, a w tym przypadku również podbija przejrzystość krawędzi, co daje wrażenie lepszego dostępu do detali.
W rzeczywistości jednak wyniki są porównywalne z Xiaomi, a zdecydowanie nie można mówić o lepszych efektach.
Na tym etapie można uznać, że wszystkie trzy aparaty reprezentują bardzo zbliżony poziom w ciągu dnia.
Przejdźmy do głównych jednostek. Na początek Xiaomi kontra Samsung.
Widzimy tu dobrze zreprodukowane niebo oraz powściągliwą, nawet jak na Samsunga, saturację.
Ogólne wrażenie jest takie, że oglądamy niemal identyczne zdjęcia, ale sprawy zmieniają się, kiedy przeanalizujemy detale i zaczniemy powiększać.
Spójrzcie na porównanie tego fragmentu. To jest typowa sztuczka algorytmu, który trzeba przyznać, wywiązuje się ze swojego zadania.
Rzecz w tym, że mamy tu przykład tego, co będziemy obserwować w trakcie kolejnych tego typu porównań.
Często Xiaomi stawia na osiągi matrycy i optyki, zaś pozostałe dwa smartfony, tam gdzie nie domagają sprzętowo, wprowadzają do gry swoje coraz to lepiej dopracowywane algorytmy.
Zdjęcie po prawej sprawia wrażenie bardziej wyrazistego, ale głównie za sprawą sztucznie podbitej cyfrowo ostrości oraz poziomu przejrzystości - w rzeczywistości ma ono mniejszy poziom detali.
W pewnym sensie odwaga Xiaomi polega na tym, że większą ufność pokłada w swoich instrumentach, a nie w oprogramowaniu.
Daje to w efekcie charakterystyczny, miękki obraz, który często określamy mianem plastyki zdjęcia.
Nie każdy to lubi, a dla wielu osób będzie to oznaką słabości.
Dlatego ci dwaj czołowi producenci, tam gdzie mogą, tworzą dla oka ten specjalny spektakl, bo mówiąc zupełnie wprost – na takie wrażenia wizualne jest większy popyt.
Paradoks polega jednak na tym, że gdyby Xiaomi chciało dołączyć do tego wyścigu, to straciłoby na swojej naturze i w tym opakowaniu Leica byłoby niepotrzebną na rynku wydmuszką.
Cieszę się, że Xiaomi, czy choćby Sony stawiają jeszcze na ten oryginalny charakter zdjęć.
Nie zapominajmy też, że w przypadku Xiaomi mamy do czynienia z matrycą główną o standardzie jednego cala.
Przekłada się to na płytszą głębię ostrości, co daje przy tym fajne dla oka rozmycie tła, ale to pokażę wam później.
Zoom w praktyce – kto widzi więcej?
Spójrzmy co się stanie, gdy zdecydujemy się na trzykrotne powiększenie. Porównując je z Samusungiem sytuacja jest prosta.
Oba smartfony dysponują tu osobną jednostką z optycznym powiększeniem, z tą różnicą, że Xiaomi ma rozdzielczość 50 megapikseli.
To może jeszcze samo w sobie nie czynić dużej różnicy, ale kiedy dodamy do tego większy rozmiar matrycy i wyższą światłosiłę obiektywu, to w teorii powinniśmy otrzymać lepsze wyniki.
Tu trzeba przyznać, że Samsung ponownie broni się zaciekle za pomocą swoich algorytmów, ale pary wystarcza mu tak długo, aż nie zaczniemy skupiać się na detalach.
Xiaomi utrzymuje poziom szczegółów do końca i wyraźnie zdobywa przewagę.
iPhone z kolei ma w tym wypadku utrudnione na starcie zadanie, bo niestety nie posiada on już w swoim repertuarze trzykrotnego optycznego zoomu - ten otrzymamy wyciągnięty cyfrowo z głównej jednostki.
Jak już wspomniałem, będziemy obserwować tutaj wyraźnie cieplejsze barwy.
Ta szybka konfrontacja nie pozostawia wątpliwości, że producent zagrał odważnie, dając nam do przebycia długą drogę - musimy powiększyć obraz aż pięciokrotnie, by przełączyć się na optyczną jednostkę.
W takiej sytuacji zdecydowanie bezpieczniej będzie rejestrować zdjęcia iPhonem w formacie RAW w pełnej rozdzielczości.
Wówczas odblokujemy dostęp do istotnie lepszej jakości zdjęć przy tego rodzaju powiększeniach.
Pora na jednostki z pięciokrotnym powiększeniem optycznym, które występuje we wszystkich trzech urządzeniach.
Na początek porównanie z S25 Ultra. Tutaj ponownie trzeba oddać, że po stronie Xiaomi dysponujemy wyższą rozdzielczością, większym rozmiarem matrycy oraz otworem przysłony.
Z kolei po stronie Samsunga będzie wyższy ekwiwalent ogniskowej, ponieważ Xiaomi oferuje nominalnie 100 mm, a Samsung 111 mm.
Chcąc powiększyć obraz 5 razy, musimy odrobinę wykadrować zdjęcie pochodzące z Xiaomi.
I tu zaczyna się ciekawa rzecz, bo Xiaomi poraz pierwszy odstaje balansem bieli dając nam odczulanie cieplejsze barwy i zdecydowane płytszą głębię ostrości, co daje miłe dla oka rozmycie drugiego planu.
Tu ponownie muszę pochwalić Samsunga, bo kolejny raz, przynajmniej na papierze, wygląda to jak pojedynek z przewidywalnym werdyktem.
Mimo to S25 Ultra nie składa łatwo broni i bardzo skrupulatnie odtwarza programowo szczegóły.
Jednak mimo to optyka Xiaomi jest odczuwalnie lepsza i w dodatku nie spłaszcza nam perspektywy.
W przypadku takiego pola widzenia w obiektywie powinno zawsze dawać nam ładnie odcięty obiekt na pierwszym planie.
W konfrontacji z iPhonem możemy pierwszy raz stwierdzić, że tym razem oba urządzenia zbliżyły się do siebie balansem bieli, ale na pewno nie poziomiem szczegółów.
Wyraźnie widać, że iPhone z całej trójki dysponuje najsłabszym teleobiektywem.
Kiedy zaczniemy powiększać zdjęcie dalej, odnotujemy, że Xiaomi coraz bardziej dystansuje się od swoich dwóch rywali, konsekwentnie utrzymując wyraźne szczegóły.
Tymczasem algorytmy w Samsungu i iPhonie zaczynają przeistaczać się w impresjonizm akwarelowy, oddalając nas od rzeczywistego obrazu fotografii.
W przypadku zdjęć portretowych robionych przednią kamerą mam dwóch faworytów, a są nimi Xiaomi oraz iPhone.
Oba telefony najlepiej poradziły sobie z zachowaniem szerszej rozpiętości tonalnej, a dodatkowy punkt należy się Xiaomi za zdecydowanie bardziej naturalny efekt rozmycia.
Z ciekawości porównałem ze sobą pliki RAW pochodzące z głównych jednostek.
Przede wszystkim byłem ciekaw czy którykolwiek z producentów aktualnie ingeruje w teoretycznie surowe pliki, które powinny przechowywać wszystkie informacje zarejestrowane przez matryce.
Rzecz jasna, każdy producent wpływa na kalibrację kolorów oraz podstawową korektę optyki.
Czasami ingerencje te idą o dwa kroki za daleko, przez co plik, który powinien być edytowalny w pełnym zakresie, jest już wstępnie poprawiony w tak wielu miejscach, że traci swoją pierwotną wartość.
Tu zaś jedynym śladem większej ingerencji jest RAW pochodzący z iPhone’a, który jak na surowy i wyzerowany plik ma za dobrze dobrane na start poziomy podświetlenia i bieli.
Na szczęście nie wpływa to znacząco na dalsze ustawienia i właściwie wszystkie trzy pliki wykazują się pełną elastycznością, zwłaszcza, że polegamy tu dodatkowo na wyższej rozdzielczości w okolicach 50 Mpix.
O ile jeszcze waga pliku z Xiaomi zachowuje resztki umiaru, bo mówimy tu o 60 MB, tak w przypadku iPhone’a są to 93 MB, zaś u Samsunga są to aż 134 MB.
Gdy zapada zmrok – test nocny
No dobrze. Zobaczmy, co się stanie, kiedy zaczniemy fotografować po zmroku.
W tym celu wybierzemy się na Krakowskie podgórze, a konkretnie na kopiec Kraka skąd rozciąga się piękny widok na panoramę miasta.
Dodam, że celowo postawiłem właśnie na to miejsce, bo po zmroku stanowi ono nie lada wyzwanie dla aparatu w smartfonie.
Dodam jeszcze, że ponownie wszystkie zdjęcia robiłem z ręki, bo z doświadczenia wiem, że telefony unieruchomione na statywie będą programowo bardziej skore do tego by wydłużać czas naświetlania.
Na początek porównanie z Samsungiem.
Pierwsze co rzuca nam się w oczy, to to, że S25 Ultra przynajmniej w teorii naświetlał dłużej to zdjęcie, tymczasem ironia polega na tym, że było odwrotnie, a efekt widoczny po prawej stronie, to ponownie spora praca algorytmów.
Samsung wie, że większość użytkowników nie korzysta regularnie ze statywów, więc stawia na jak największą efektywność wyników w jak najkrótszym czasie tak by zdjęcie na koniec zostało nieporuszone.
Xiaomi w tej kwestii jest po prostu oldskulowe. Naświetla dłużej i swoje wyniki chce przede wszystkim uzależniać od potencjału sprzętu.
Przeszkodą jest jednak to, że fotografując w tak wymagających warunkach jesteśmy narażeni na konieczność powtarzania wielu ujęć, bo dość łatwo tu o poruszenia.
Również iPhone swawoli sobie tu w najlepsze podbijając jeszcze do tego przejrzystość i kontrast.
Sytuacja stabilizuje się w momencie, kiedy fotografujemy główną jednostką Xiaomi.
Ta ze względu na większą powierzchnię światłoczułą matrycy, większy otwór względny przysłony w obiektywie i wreszcie posiadająca większy pojedynczy piksel, jest w stanie być odczuwalnie bardziej efektywna w przyjmowaniu większej porcji światła w tym samym czasie.
Tu więc, fotografując nawet w tak trudnych warunkach, możemy liczyć na krótki czas naświetlania i jednoczesne utrzymanie detali bez ryzyka poruszonego zdjęcia.
Tu Xiaomi poczyna sobie dobrze, choć należy oddać sprawiedliwość, że zarówno Samsung, jak i iPhone z armią swoich optymalizatorów dorównują kroku.
Największe tarapaty będziemy mieć, kiedy zaczniemy powiększać.
Ujęcia z ręki stanowią nie lada wyzwanie, a Xiaomi niestety nie jest tak sprawne w stabilizowaniu obiektów w kadrze, jak Samsung, czy iPhone, którzy na tym polu mocno dystansują się wynikami od Xiaomi.
Tym większa szkoda, że to przecież Xiaomi zdecydowanie lepiej kontroluje cyfrowy szum, czy kontrastowość, co dałoby nam nierzadko lepsze dla oka wynika.
Musicie zatem wiedzieć, że Xiaomi w niektórych scenariuszach będzie wymagać unieruchomienia by przysporzyć wam satysfakcjonujących wyników.
Z kolei wszystkie trzy urządzenia charakteryzuje efekt flary widoczny po drugiej stronie osi obiektywu.
Na koniec szybkie porównanie możliwości video. Na początek stabilizacja.
W konfrontacji zarówno z Samsungiem, jak iPhonem, widać, że Xiaomi delikatnie przenosi drgania, ale poziom wszystkich tych urządzeń uznałbym za wyrównany, choć to iPhone będzie dominować jeśli przełączyły się na tryb akcji.
Zaskoczeniem natomiast jest dla mnie ogólna kondycja obrazu rejestrowanego w 4K.
O ile porównanie z Samsungiem daje nam dość wyrównane wyniki, tak w przypadku iPhone’a widać jakościową przepaść najpewniej wynikającą z wielkości głównej matrycy.
Oczywiście to nie koniec możliwości jakie oferują te urządzenia, a co za tym idzie, istnieje tu długa lista rzeczy, które moglibyśmy ze sobą w dalszej kolejności konfrontować.
Mi zaś przede wszystkim zależało na tym by porównywać ze sobą ogólną jakość obrazu we wszystkich trzech systemach aparatów.
Xiaomi wielokrotnie wypada tu lepiej od swoich rywali, ale choćby fotografa nocna udowodniła, że tu czasami ten nieszczęsny algorytm, na który często utyskuje, zwyczajnie się przydaje.
Mam poczucie, że siła Xiaomi ma tkwić w tym co daje ta fotografia, którą znam z pełnoprawnych aparatów.
Najlepszym tego przykładem są tu stworzone i sygnowane przez Leica gotowe filtry, a ten monochromatyczny z dodatkowym kontrastem upodobałem sobie najbardziej.
Dla tych, którzy nie wiedzą, dopowiem, że również w fotografii czarnobiałej kolor ma znaczenie, bo to on definiuje sposób w jaki zachowują się odcienie szarości.
Operując kolejno filtrami w kolorze żółtym, niebieskim, zielonym, bądź czerwonym będziemy za każdym razem uzyskiwać inną tonację poszczególnych barw widzianych jako szarości na czarno białym zdjęciu.
Te dobrane przez Lajkę dają nam jedyny w swoim rodzaju efekt końcowy, które mnie osobiście najbardziej zachęcał do robienia zdjęć w trakcie spacerów.
To w połączeniu ze zdjęciami z głównej jednostki, która oferuje satysfakcjonujące jak na smartfon rozmycie tła, daje połączenie idealne.
Zwłaszcza, że Xiaomi dopuszcza tu do głosu wszystkie te miękkości pochodzące bezpośrednio z optyki.
To jakkolwiek zbliża nas do tej organicznej fotografii, którą cenię sobie najbardziej.
<