Huawei Watch Fit 4 Pro: mały zegarek, wielki potencjał | Recenzja

Ten tekst powstał na podstawie materiału wideo, który znajdziesz na naszym kanale YouTube. Zobacz film tutaj.

 

Bieganie i technologia – powrót z nową motywacją 

 

 

Dzisiaj zabiorę Was na Krakowskie Błonia, miejsce uwielbiane przez biegaczy.

Ten wyjątkowy park miejski, o obwodzie około 3,7 kilometra, przyciąga wiele osób, które chcą poprawiać swoje rekordy w samym sercu miasta, a jednocześnie poczuć, że przynależą do społeczności biegaczy.

 

 

Sam niedawno wróciłem do treningów i trudno o lepsze miejsce na dodatkową dawkę motywacji – widok tak wielu biegaczy działa naprawdę inspirująco.

Powrót do biegania sprawił, że stosunkowo niedawno przekonałem się również do idei posiadania smartwatch’a.

 

 

 

Przez lata uznawałem to urządzenie za niepotrzebne przedłużenie smartfona, a dziś to właśnie smartwatch częściej towarzyszy mi, gdy wychodzę z domu.

Wszystko co obecnie potrzebuję mam od teraz na swoim nadgarstku. 

 

 

Od opaski do smartwatcha – ewolucja serii Fit

 

 

Rok temu miałem okazję przetestować Huawei Watch Fit 3, który zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie.

Już wtedy producent udowodnił, że za przystępną cenę można stworzyć wszechstronne urządzenie, którego kompromisy są akceptowalne dla większości użytkowników.

 

 

Nie dziwi więc, że Huawei postanowił rozwijać tę linię - tym razem jednak idąc o krok dalej, za sprawą debiutującej wersji Pro.

Nowy model wyraźnie oddala serię Fit od jej korzeni, którymi były klasyczne opaski sportowe. 

 

 

 

Watch Fit 4 Pro to próba połączenia przystępnej ceny z zaawansowanymi funkcjami, które zaspokoją potrzeby bardziej wymagających użytkowników.

W obliczu tej nieco przeładowanej oferty, seria Fit wyróżnia się jako wybór najbardziej wyważony i praktyczny. 

 

 

Świat podzielił się na zwolenników okrągłych i prostokątnych tarcz. Ja zdecydowanie należę do tych drugich.

 

 

Nie jest to powodowane względami wyłącznie estetycznymi, ale przede wszystkim praktycznymi, bo mam wrażenie, że ten kształt koperty i co za tym idzie, ekranu, sprzyja bardziej ergonomii samych tarcz.

No i cóż poradzę, że lubię te proste, ociosane konstrukcje z płaskimi wyświetlaczami. 

 

Jakość i wytrzymałość – obudowa, ekran i codzienna wygoda

 

 

Przyzwyczajony do ciężaru i rozmiarów koperty mojego Apple Watch Ultra, początkowo postrzegałem Fit 4 Pro jako urządzenie lekkie i niezbyt solidne.

W tym wypadku mówimy przecież o połowę mniejszej masie i zdecydowanie smuklejszej obudowie.

 

 

 

Tymczasem przód obudowy został wykonany ze stopu aluminium, a ramka ze stopu tytanu, zaś ochronę wyświetlacza zapewnia tu sztuczne szkło szafirowe.

Taka jakość wykonania stanowi jeden z głównych wyróżników na tle podstawowego modelu Fit 4. W kontekście obudowy warto jeszcze dodać, że pasują tu również paski z serii Fit 3. 

 

 

 

Podstawowy model Fit 4 pozwala na kontakt z wodą, czy nawet zanurzenie, model Pro poszerza te możliwości o nurkowanie, co trzeba przyznać jest niespodziewanym udogodnieniem jak na tę klasę urządzenie.

No i dobrze wiedzieć, że po roku seria Fit obsługuje ładowanie bezprzewodowe realizowane za pomocą magnesu, a nie pinów. 

 

 

 

Nie ukrywam, przywykłem już do tej mojej busoli, a Fit 4 Pro w jej miejsce przypomina mi mniej zobowiązujące urządzenie.

Z drugiej jednak strony, to tylko pozory, a poza tym ta lekkość i nienachalność też ma swoje atuty, kiedy spędzamy niemal cały czas z tym urządzeniem na nadgarstku.

 

 

Nie mniej, widać, że seria Fit jest propozycją uniwersalną przeznaczoną dla przeciętnej średnicy nadgarstka.

Osoby o większych przedramionach będą w tym wypadku musiały zainteresować się bardziej modelami z serii Gt, bądź Ultimate. 

 

Wnętrze ma znaczenie – sensory i zdrowie na poważnie

 

 

 

Drugą podstawową różnicą względem Fit 4, jest to, że model Pro wykorzystuje system Huawei TrueSense.

Jest to zestaw czujników do monitorowania zdrowia oraz aktywności fizycznej, który do tej pory gościł w wyższych modelach marki.

 

 

Lista jest naprawdę pokaźna, bo na pokładzie znajdziemy optyczny czujnik tętna, barometr, czujnik temperatury, czujnik EKG, oraz czujnik głębokości.

Finalnie otrzymujemy więc wciąż niewielki i przy tym lekki smartwatch o podniesionej jakości wykonania, który od teraz wykorzystuje zaawansowane czujniki zdrowia i ruchu.

 

 

Do tego producent deklaruje tu zapas energii nawet na 10 dni.

Kiedy więc dodamy do tego jeszcze regularną kwotę wynoszącą aktualnie 1000 złotych, to można odnieść wrażenie, że jest to propozycja niemal idealna, co za tym idzie, godząca potrzeby większości osób.

 

 

Byłem zatem ciekaw, czy również w moim przypadku Watch Fit 4 Pro będzie w stanie wejść w te, jak się wydaje, za duże buty po Apple Watch Ultra. 

 

Ekran, sterowanie i aplikacje – czyli jak to działa na co dzień

 

 

Kolejna rzecz, która świadczy o przewadze wersji Pro nad podstawowym Fit 4, to jaśniejszy ekran.

Huawei rzeczywiście wyposażył ten model w wyświetlacz o wyższej jasności, który pozostaje czytelny bez względu na warunki oświetleniowe.

 

 

 

Muszę jednak dodać, że brakowało mi trybu nocnego dla tarcz modułowych, znanego z Apple Watch Ultra.

Sam ekran jest wystarczająco duży i jest w stanie pomieścić wszystkie niezbędne informacje, których dostarczają nam wybrane tarcze.

 

 

Te, podobnie jak rok temu, romansują stylistycznie z tym, co sam znam z uniwersum Apple.

Na szczęście znalazło się tu również miejsce na bardziej autorskie projekty, jak choćby kolorowe detale, których jestem wielkim fanem.

 

 

 

Podoba mi się, że system – w przypadku właśnie takich tarcz, wykorzystujących pełne podświetlenie ekranu – uprzedza nas o wyższym zużyciu energii.

Zegarek sterowany jest za pomocą dotykowego ekranu, a w poruszaniu się po systemie pomaga nam obrotowa koronka, która jednocześnie działa jako przycisk, zapewniając wyczuwalne i przyjemne wibracje.

 

 

 

Dodatkowo do dyspozycji mamy osobny przycisk, który można zaprogramować na jedno, lub podwójne wciśnięcie by w ten sposób szybko otwierać wybraną aplikację, czy typ treningu. 

Do sparowania zegarka z naszym smartfonem potrzebujemy aplikacji zdrowie od Huawei, z której tym razem korzystałem na Androidzie.

 

 

Watch Fit szybko zsynchronizował się zarówno z samą aplikacją, jak i systemem w smartfonie.

Mam również ubiegłoroczne doświadczenie z iOS-em, więc wiem, że smartwatch Huawei z zasady nie oferuje pełnej integracji z funkcjami Apple.

 

 

 

Jak na urządzenie spoza ekosystemu, radzi sobie jednak naprawdę dobrze. Zapewnia dostęp do niezbędnych informacji i powiadomień, a do tego poprawnie wyświetla polskie znaki oraz emotikony.

Szkoda jednak, że system nie oferuje funkcji dyktowania, bowiem nie jestem wielkim fanem korzystania z tak małej klawiatury. 

 

 

 

W przypadku smartfonów opartych o Androida zyskujemy kilka dodatkowych benefitów, jak choćby możliwość odczytywania pełnych wiadomości z Messengera lub WhatsAppa.

Możemy również na nie odpowiadać bezpośrednio z poziomu zegarka.

 

 

Aplikacja Zdrowie Huawei, zainstalowana na Androidzie, umożliwia dostęp do galerii dodatkowych aplikacji, które możemy zainstalować na zegarku.

 

 

Umożliwia także transferowanie utworów bezpośrednio na urządzenie, jeśli chcielibyśmy posłuchać muzyki w trakcie treningu bez konieczności zabierania ze sobą telefonu.

Warto też zaznaczyć, że obsługa głosowa AI Voice jest dostępna tylko na telefonach Huawei - podobnie jak synchronizacja trybów pracy. 

 

Cena, ograniczenia i kompromisy – co boli, a co da się przełknąć

 

 

Aplikacja Zdrowie budzi moje wątpliwości, głównie dlatego że łączy dane o zdrowiu, analizę aktywności fizycznej, funkcje smartwacha oraz dostęp do sklepu i płatnych usług - wszystko w jednym miejscu.

Warto podkreślić, że aby w pełni wykorzystać możliwości Watch Fit 4 Pro – funkcje takie jak trener, plany treningowe, czy szczegółowe analizy treningów i snu – konieczne jest wykupienie subskrypcji VIP.

 

 

Szkoda, że dodatkowe usługi nie zostały wydzielone do osobnej zakładki, a zamiast tego są intensywnie promowane w różnych częściach interfejsu.

Odnoszę wrażenie, że sam system dla Watch Fit jest co do zasady taki sam jak rok temu. Rozwijane od góry centrum sterowania, zaś od dołu powiadomienia.

 

 

 

Z lewej strony widgety, zaś po prawej karty, którymi możemy w całości zarządzać.

Do tego dochodzi rzecz jasna siatka aplikacji, co razem tworzy prostą i intuicyjną zawartość.

 

 

Z perspektywy użytkownika Apple Watcha widać jednak kilka poważnych deficytów, jak choćby brak pełnoprawnej aplikacji do strumieniowania muzyki i podcastów.

Nawet jeśli chcielibyśmy w drodze kompromisu zainstalować usługę spoza ekosystemu Apple, na przykład Spotify, okazuje się, że aplikacja ta nie jest wspierana przez smartwatch.

 

 

Możemy jedynie zainstalować zdalny kontroler, ale muzyka będzie wówczas odtwarzana z odtwarzacza na smartfonie.

To, co jednak w moich oczach jest największym niedomaganiem tego urządzenia, to brak obsługi eSIM.

 

 

 

Dla mnie osobiście jest to kluczowa funkcja, ponieważ – jak już podkreśliłem – często poruszam się, mając ze sobą wyłącznie smartwatch.

Pocieszające jest to, że Watch Fit 4 Pro obsługuje płatność NFC.

 

 

Warto jednak zaznaczyć, że aby z niej skorzystać, należy zarejestrować się w usłudze portfela Quicko, za pomocą której tworzymy wirtualną kartę płatniczą.

Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, kiedy w tle mamy Google Pay, czy Apple Pay bazujące na istniejącej karcie bankowej, którą wystarczy raz w prosty sposób autoryzować.

 

 

Musimy przygotować się na bardziej czasochłonny proces weryfikacji.

Trzeba też zaakceptować fakt, że będziemy udostępniać bardzo wrażliwe dane firmie trzeciej.

 

 

Nie dla każdego będzie to zachęcające, zwłaszcza że nasz rodzimy operator stosuje system prowizyjny od transakcji — chyba że zdecydujecie się na tradycyjny przelew.

No krótko mówiąc, takie płacenie zegarkiem, gdzie w dodatku musimy co jakiś czas pamiętać o zasileniu konta zwyczajnie mnie nie przekonuje. 

 

Trening pod lupą – jak Watch Fit 4 Pro wspiera biegacza

 

 

To co uznaję tu za zdecydowanie najmocniejszy punkt, to integrację czujników z aplikacjami śledzącymi nasze postępy w ćwiczeniach.

Rok temu testowałem Watch Fit 3 z pozycji człowieka, który rekreacyjnie od czasu do czasu wsiadł na rower, albo wybrał się kilka razy w sezonie na kajak.

 

 

Tym razem jednak patrzę na to urządzenie z perspektywy osoby regularnie biegającej, więc moją uwagę zwracają już inne rzeczy, które w dodatku mogę skonfrontować z tym, co znam w moim Apple Watch’u.

I przyznam, że  jest tu wiele rzeczy, które Huawei ma po prostu lepiej rozwiązane. 

 

 

 

Po pierwsze, bardziej podoba mi się holistyczne podejście do biegu. Nie wiem, czy wszystkie ćwiczenia są objęte dodatkowymi modułami. 

W przypadku biegu system zachęca nas, aby przed właściwą częścią treningu wykonać rozgrzewkę w postaci konkretnych ćwiczeń wspomagających nasze ciało.

 

 

 

Do tego dochodzi również rozciąganie po skończonym treningu, a także test normalizacji tętna - było, nie było ważny wskaźnik dla naszej kondycji fizycznej.

W trakcie biegu możemy śledzić to w jakiej strefie tętna aktualnie się znajdujemy i czy obejmuje ona spalanie tłuszczu, czy np. wytrzymałość aerobową.

 

 

Mam wrażenie, że wszystko jest tu zdecydowanie lepiej opisane. Skupia się nie tylko na poprawie wyników i osiąganiu lepszych czasów w przyszłości, ale także na regeneracji oraz analizie postawy podczas biegu.

Wszystko to jest każdorazowo opatrzone przejrzystymi parametrami i indywidualną instrukcją.

 

 

Podobnie zresztą jak w przypadku snu, gdzie zegarek również dawał mi spersonalizowane wskazówki. 

Możemy również planować trasy, a następnie instalować je na zegarku, wracać po własnym śladzie, czy parować urządzenie z czujnikami zewnętrznymi. Możliwości jest tu naprawdę sporo.

 

 

 

Miło było też zobaczyć, że wśród sportów wodnych Huawei wyróżnia pływanie na desce w pozycji stojącej - w to miejsce w Apple Watch znajdziemy jedynie trening wioślarski.

Jedyna rzecz, którą wyłączyłem, to komunikaty głosowe - w tym wypadku bardziej przeszkadzają, niż motywują i w dodatku często trwają za długo. 

 

 

Smartwatch nie posiada nawigacji satelitarnej, ale oferuje dwuzakresowy GPS, który w dodatku szybko łapie sygnał.

W ten sposób możemy zapisywać trasę, którą przebyliśmy i przedstawiać ją potem na mapie. Nie znajdziemy tu jednak czystej mapy, czy aplikacji, która dałaby nam dostęp do łatwej nawigacji. 

 

 

To co jednak odczytuję tu jako miażdżącą przewagę nad moim Apple Watch Ultra, to praca na baterii. Zegarek naładowałem w poniedziałek 16 czerwca o godzinie 18:00 do 100%.

Kiedy to nagrywam jest czwartek 26 czerwca, a ja mam wciąż nieco ponad 20%.

 

 

 

Wynik ten absolutnie mnie zdumiewa, bo dane producenta traktowałem z rezerwą i nie sądziłem, że będę w stanie zbliżyć się do deklarowanych wartości.

Już poprzednik radził sobie równie dobrze, ale przecież miał on do zasilenia skromniejszy pakiet czujników.

 

 

 

W tym czasie odbywałem średnio co drugi dzień trening biegowy, do tego należy wymienić pełne śledzenie parametrów życiowych i snu , oraz powiadomienia z komunikatorów.

Nie używałem zegarka do połączeń telefonicznych, głównie korzystałem z ciemnych tarcz i miałem wyłączony always on display. Sam ekran włączałem sporadycznie.

 

 

Warto dodać, że wystarczy nam godzina by zegarek naładować do pełna, a każde 10 min ładowania ma przekładać się mniej więcej na kolejny dzień użytkowania.  

Podsumowując, za 1000 złotych otrzymujemy naprawdę udany produkt, choć nie pozbawiony wad.

 

 

Z jednej strony Huawei podnosi jakość wykonania, ulepsza ekran, wreszcie daje nam solidny zestaw czujników, a całość okrasza naprawdę świetnymi osiągami baterii.

Do tego mamy dopracowany interfejs ukazujący możliwości algorytmów, zwłaszcza w warstwie ćwiczeń i naszej kondycji psychofizycznej. 

 

 

Z drugiej strony musimy pamiętać, że system Android, a najlepiej nakładka od Huawei, otworzy przed nami możliwość pełnej integracji.

Mimo to w niektórych obszarach pozostaną ograniczenia — mam tu na myśli brak obsługi eSIM oraz NFC w bardziej konwencjonalnej postaci.

 

 

 

Również sama aplikacja zdrowie wymaga moim zdaniem przeprojektowania w taki sposób by użytkownik czuł się w niej przede wszystkim użytkownikiem, a nie potencjalnym klientem. 

Dla mnie największą przeszkodą jest to, że Watch Fit 4 Pro nie stanowi obecnie samodzielnego urządzenia. Wymaga wsparcia w postaci smartfona znajdującego się w pobliżu, a to dla mnie kluczowe kryterium.

 

 

Jeśli chcesz traktować smartwatch przede wszystkim jako monitor Twoich postępów w sporcie i śledzące parametry zdrowotne, to w tym budżecie będzie to zdecydowanie jedna z lepszych propozycji.

Tymczasem, wybaczcie, ale wracam do biegania. Do zobaczenia!